"ŻEBYM ROZUMIAŁ INNYCH LUDZI INNE JĘZYKI INNE CIERPIENIA"

czwartek, 3 grudnia 2009

Światłość

Wczoraj dostałam przypomnienie.
Nie chodzi o dzwonek w telefonie ( pamiętaj o urodzinach X), list z biblioteki (przetrzymała pani książkę X) ani rachunek bankowy(proszę zapłacić ratę kredytu).
Całkiem niespodziewanie dostałam przypomnienie, że jestem VIPem. 

Obudziłam się o ósmej, ale przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że mój budzik się nie pomylił. Za oknem panował półmrok. Niebo było granatowe, a przedszkolny plac zabaw i bloki naprzeciwko tonęły w bezkresnej szarości. To będzie okropny dzień - zawyrokowałam bez zastanowienia.
Przy śniadaniu myślałam o tym, jak się przygotować na te warunki pogodowe: w myślach przetrząsałam swoją szafę w poszukiwaniu ciepłego swetra, wkładałam czapkę na głowę i parasolkę do torby.
Potem moje myśli zajął makijaż. Usiadłam przy biurku, podniosłam tusz do rzęs i odkręcając go, zerknęłam jeszcze raz z pesymizmem na ciemne chmury. Krajobraz był przerażający.

Niesamowite - wtedy właśnie oślepiło mnie światło. Zaskoczona, zasłoniłam na chwilę twarz dłonią. Jak to możliwe - pomyślałam, takie światło w takiej ciemności? Spojrzałam jeszcze raz, ciągle mrużąc oczy.

W zasięgu wzroku, dokładnie przed moim oknem, toczyła się walka - fascynująca, wciągająca i przerażająca zarazem. Promienie słoneczne, tak silne, jakby ktoś włączył ogromny flesz z aparatu, wdzierały się w potężne, czarne chmury. Słońce powoli, ale z ogromną siłą wyłaniało się zza wielkiej bryły Intraco. Miałam przed sobą niebo podzielone na pół : z jednej strony wielka jasność, z drugiej - kłębowisko ciemności.

Z niepokojem wstrzymałam oddech - czy jasność zdoła pokonać ciemność? Przeciwnicy mieli różne atuty: chmury były wielkie, ciężkie, czarne i zwarte, a promienie - delikatne, cienkie, ale za to oślepiające, sprytne i zwinne. 

Walka była krótka i zażarta - jasność szybko otoczyła ciemność i stłumiła ją w sobie, ogarniając blaskiem poszarzałe osiedle, odbijając się od szklanych ścian Intraco i kolorując resztki trawy na placu zabaw.

Odetchnęłam z ulgą i  pomyślałam, że znowu zostałam zaproszona na spektakl. Wielki reżyser zesłał dla mnie nie tylko światło, ale też Światłość. Spotkało mnie coś podobnego do tego, czego doświadczył Szaweł z Tarsu na drodze do Damaszku :olśniła mnie Światłość. 

A ja w nią zwątpiłam. Nie da sobie rady! 

Światłość zawsze daje sobie radę. Mało tego, nie tylko sobie daje radę, ale też naszym problemom, słabościom, zwątpieniom, naszej niewierze.

Wierzę, że każdy otrzymał cząstkę Światłości, tak jak pisałam ostatnio.
Razem z tą cząstką był króciutki liścik :
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.(Mt 5, 16)
Po raz kolejny otrzymałam VIPowską wejściówkę na niezwykłe widowisko. Wielki Reżyser dba o to, żeby została stałym widzem w Jego Wielkim Teatrze.

Cóż, nie omieszkam przyjąć zaproszenia.
Dziwicie się? Nie dość, że wstęp darmowy, to jeszcze spektakle znakomite.
 

3 komentarze:

MS pisze...

Agaaaa,nooo... Ty wiesz :*
Ja już Ci tyle razy ględziłam.Ale teraz, mimo, że staram się światełko podtrzymywać, to w TYM wypadku jakoś mi słabo idzie...
Dziękuję, trochę mnie "oświeciłaś" :)
Buźki :*

Anonimowy pisze...

Mnie też oświeciłaś.

I myślę, że tym światłem są często ludzie.
Światła w ciemnych tunelach.

:*

Anonimowy pisze...

łaaadnie :)
widzę nawiązanie do Twojego ulubionego motywu theatrum mundi ;) :)

pozdrawiam, Ewelinka